23 grudnia 2008

Maciek Czernecki i XIII Sekcji...

Zdarzyło mi się ostatnio być na koncercie. I chociaż słyszałem Maćka już wiele razy, bo znamy się od ponad dwóch lat, to dopiero teraz udało mi się dostać w uszy to co powinienem dostać od początku naszej znajomości. Widać musiała nastąpić trzynasta zmiana sekcji rytmicznej w jego składzie, abym mógł doświadczyć w pełnej mocy jego piosenek.

I chociaż solowe lub w duecie występy artysty, też zawierają wiele uroku i swoistego romantycznego nastroju, to jednak polecam koncerty w pełnym składzie. I nie ważne, że miejsce kameralne i publiczność to przypadkowi ludzie, a nawet to, że perkusista zawalił i nie dojechał (nawet automat perkusyjny może być wystarczającym tłem do dobrej muzyki). Te piosenki obronią się same. Oczywiście nie bez znaczenia był też dobry, pewny tego co robi, basista. Nie mniej jednak bohaterem wieczoru był autor ze swoim nowym dziewiczo-biało-komunijnym telecasterem ;).

Tak to już jest z wykonawcami, których umiejętności przewyższają niejednego kalekę muzycznego z radia komercyjnego, że dopóki nie znajdą się w odpowiednim miejscu i czasie, to grają tylko dla niewielkiej grupy znajomych. I choćby byli wirtuozami, to jeśli ktoś w ich talencie i pracy nie zobaczy pieniędzy, to muzyka ta zaśnie tak cicho jakby jej nigdy nie było. Nie wierzę w to, aby Maciek nie chciał swoich dźwięków upowszechnić, chociaż poznając go bliżej można by takie wrażenie odnieść. Gdyby jednak grał tylko dla swoich romantycznych planów o których mówi, to nie występowałby nigdzie poza swoim domem.

Teksty pełne niedomówień, dla niektórych niezrozumiałe. I takie pozostaną jeśli nie pozna się bliżej ich autora. Nie sposób ich odczytać nie zamieniwszy kilku słów z muzykiem. Znaleźć można w nich pogoń za niedoścignionym szczęściem, tęsknotę za prawdziwą miłością, żal za minionym, obawy przed tym co będzie. Dużo w nich wspomnień i nadziei, że może jeszcze kiedyś... Jedyne co na pewno je cechuje, to szczerość nie do ukrycia.

W ruchach, głosie i manierach urokliwie przebłyskuje co chwila na scenie postać legendarnego Bogdana Łyszkiewicza twórcy i lidera Chłopców z Placu Broni. I nie jest to jakieś ślepe kopiowanie. Nie! To jest część Łyszkiewicza w Czerneckim. Być może legendę tą buduje sam Maciek, bo póki go nie znałem, to o Bogdanie i Chłopcach prawie zapomniałem (no może nie do końca, bo wiem np. gdzie pochowano piosenkopisarza z ChzPB). Ktoś kiedyś powiedział o Maćku, że jest ostatnim fanem Chłopców z Placu Broni i coś w tym chyba jest.

Na zakończenie chciałem wrzucić "Balladę o dobrym człowieku", ale nie znalazłem go nigdzie w oryginale. Nie jest to jednak post o Chłopcach z Placu Broni, tylko o Maćku Czerneckim, więc zaglądnijcie sobie zatem na: www.maciejczernecki.com, może ta strona chociaż trochę odda to czego nie mogliście usłyszeć na koncercie w którym ja mogłem wziąć udział.

Brak komentarzy: