Decyzja o zaprzestaniu występów w miejscach z wyszynkiem, rodziła się we mnie od kilku lat, ale ciągle nie mogła dojrzeć. Może dlatego, że było zapotrzebowanie na takie właśnie koncerty. Może dlatego, że do takich miejsc byliśmy zapraszani. A może też dlatego, że w takich właśnie miejscach jest luka na niszową muzykę...
Z innej strony patrząc, to gdzie teraz można znaleźć miejsce bez wyszynku?! Może w jakiejś szkole ;). Może przesadziłem. Takie czasy.
Może właśnie takie czasy nastąpiły, że ludzie nie potrafią już odpocząć i zrelaksować się bez "chemicznej" zmiany świadomości? A może za dużo wymagam od słuchacza? Tak. Za dużo. Jestem dinozaurem z dawnych czasów, gdzie ludzie przychodzili do kawiarni, aby przy herbatce posłuchać muzyki.
Ale zdarzyło mi się ostatnio z chłopakami zagrać koncert w Klubie Kuźnia (nie mylić z mordowniami, które nazywa się teraz klubami, w których można się "klubowo", czyli "kulturalnie" nawalić), w takim rasowym młodzieżowym klubie kultury. I była muzyka z tekstem, i byli słuchacze, i bisy były... Czasem zdarzają się takie koncerty.
W czasie występu nikt nie gadał. Nikt nie wychodził do toalety (w w/w "klubach"-mordowniach idzie się do kibla). Było natomiast porozumienie między sceną, a widownią. Ten przepływ energii, o którym marzy każdy wykonawca. Po prostu przyszli ludzie posłuchać. I tylko po to. Ciekawostką jest też to, że słuchaczy było więcej niż w niejednym miejscu z konsumpcją :).
Na pewno takich koncertów będzie dużo mniej, ale nie ilość się liczy. Wartości się nie obliczy w odróżnieniu od tego co się opłaca. Na pewno są jeszcze osoby dla których warto zagrać koncert z piosenką z tekstem. Nie ma co w to wątpić.
Ktoś, kiedyś, jakieś 2 tysiące lat temu powiedział: "Nie rzucaj pereł między świnie". :)
Tak piszę, gdyby ktoś pytał, czemu nie gramy już w miejscach z wyszynkiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz