Nie mogłem sobie odpuścić. Po prostu nie można być obojętnym na narzucanie innym, wręcz wciskanie swoich racji. A dodatkowo w formie w jaką ubrano hymn jednej ze szkół podstawowych w Krakowie. A dlatego mnie to zabolało, bo mój syn do tej szkoły zaczął uczęszczać.
Rozumiem, że ktoś może sobie coś pisać do szuflady. Rozumiem też, że ktoś pisze i publikuje to w internecie. Nawet mogę zrozumieć wydanie tego na papierze w formie tomiku, płyty CD, czy publikacji w czasopiśmie. Nie mam do tego żadnych uwag. A to dlatego, że mam wybór. Mogę po to sięgnąć jeśli mam na to ochotę, ale mogę też tego zaniechać i pominąć wielkim łukiem.
Wciśnięcie w usta niczego nieświadomym dzieciom, tego grafomańskiego gniota o którym mowa, jest niebywałym gwałtem. Rzeczony tekst "urzeka" już podobno któryś rocznik tejże szkoły. Wiem, że chcielibyście, abym tu zamieścił opisywany zlepek słów, ale tego nie zrobię. Potem nie mógłbym spojrzeć na tego bloga. Stylu tego czegoś nie można nawet porównać do eposów z połowy XX wieku opiewających wielkiego wodza sowietów.
Sam piszę piosenki pod którymi się podpisuję. Jedni mają z nich przyjemność, inni je omijają. Nie wciskam ich jednak nikomu na siłę i nikogo nie częstuję nimi, jeśli nie chce. Wiem, że to sprawa gustu, czy ktoś to lubi. Nie muszę jednak przepuszczać mojej twórczości przez sito ekspertów, bo ona nie jest twórczością dla mas. W przypadku tego hymnu (tfu! po prostu określenie "hymn" z tym gniotem nie może mi przejść przez usta) jakiś samozwańczy wierszokleta wydusił coś na papier i potem zostało to zaakceptowane, albo wciśnięte chyba na siłę (a podobno komuna minęła). A teraz setki dzieci nieświadomie wypowiada, ba! wyśpiewuje to tłumnie jak jakieś zniewolone północno-koreańskie żywe kukiełki.
A napisałem to głównie po to, by móc odesłać tu każdego, kto będzie pytał dlaczego zakazałem mojemu dziecku uczyć się tego dziadostwa na pamięć. I każdy inny, zainteresowany, może się poprzeć powyższym tekstem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz