15 kwietnia 2008

Czy Księżyc idzie za nami?

"On idzie za nami" - mówił Staś z niedowierzaniem, co chwilę odwracając głowę do góry w czasie niedawnego, wieczornego spaceru. A jako, że zwiedza ten świat dopiero od czterech lat, to takie rzeczy są dla niego nowością, więc nie ma się mu co dziwić. Wiadomo, że księżyc nie szedł za nami, a jest to jedynie takie złudzenie, bo z takiego niskiego punktu patrzymy.

Nikomu z nas, którzy już "wszystko wiemy" nie przejdzie przez myśl, że on idzie za nami, ale że tkwi gdzieś w kosmosie i porusza się swoim torem tysiące kilometrów od nas. Wierzymy w to, choć nigdy tego nie dotknęliśmy, nie sprawdziliśmy osobiście. Wierzymy w to, bo dowiedzieliśmy się od kogoś. Przyjdzie czas, że Staś też się tego dowie i nie będzie się dziwować. Dowie się od autorytetu. Może to będzie jego ojciec, może brat, może nauczyciel w szkole. I on to zaakceptuje. Tak jak my to zaakceptowaliśmy i już tego nie interpretujemy.

Akceptujemy tak wiele rzeczy, pojęć, zasad i prawd praktycznie jedynie na słowo. Niektóre z nich jesteśmy w stanie przeanalizować i nasza analiza potwierdza to co usłyszeliśmy. Niektórych nie jesteśmy w stanie, ale jesteśmy w stanie coś zaakceptować, bo autorytet osoby jest dla nas niepodważalny.

Zgadzamy się codziennie na tak wiele prawd i zwykle są to rzeczy dość błahe, mało istotne dla nas osobiście.
Na przykład taka rzecz, która podobno była epokowym odkryciem typu, czy Słońce kręci się wokół Ziemi, czy Ziemia wokół Słońca. Jakby spojrzeć na to od strony jakiegoś oracza, który wtedy pod Toruniem orał pole, gdy Kopernik dokonał pierwszych obliczeń i odkryć, to co moglibyśmy zobaczyć? Czy dla takiego kmiecia było to coś ważnego? Czy jego praca z pługiem zmieniłaby się w zabawę, gdyby się o tym wtedy dowiedział? Pewnie nie. Dlatego też mówię o tym, że mało to istotne, bo również nijak nie wpływa to na mnie na co dzień. No, może jedynie tyle, że rząd zabiera ode mnie więcej pieniędzy, aby realizować swoje radosne "podboje" kosmiczne. Mimo wszystko jednak wierzę w to, bo dowiedziałem się o tym z pewnego dla mnie źródła.

Tak sobie myślę, że jeśli akceptujemy tak wiele rzeczy, które nas osobiście nie dotyczą i w sumie nie powinny być dla nas aż tak ważne, a mimo tego na tyle je uznajemy za prawdę, że jesteśmy w stanie często, nawet za nie walczyć, to czy nie byłoby odpowiednim poszukać autorytetu, który wytłumaczyłby nam rzeczy dla nas istotne. Mówię tu o rzeczach dosłownie dla nas istotnych. Nie takich, które skończą się wraz z istnieniem tego ciała, ale takich, które zawsze wędrują z nami, gdziekolwiek jesteśmy i co robimy.

Kim jestem? Skąd przyszedłem? Dokąd zmierzam? Co powinienem robić, aby być szczęśliwym (i to nie kiedyś gdzieś tam, tylko tu i teraz)?
Niby prawie każdy zna odpowiedzi na te pytania, ale czy to prawda?
Tak właściwie, to niewielu jest zainteresowanych odpowiedziami na nie. Większość zadowala odpowiedź: "bo tak". Mnie nie interesują dogmaty i gadanie, bo tak już jest. I wiem, że jest nas wielu takich, których to nie zadowala. Chcę to wiedzieć, nawet jeśli miałbym pójść pod prąd. Dlatego, że to ważne. Ważne dla mnie. Nie dla kraju, narodu, ludzkości, świata, stworzenia. Dla mnie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"Widzi je czasem poeta lub dziecko
Jak turla się obok spraw (...)
A kiedy się kiedyś katurlać przestanie
Znieruchomieje świat"
Pozdrawiam!