W Kwiatonowicach było rodzinnie, ciepło, kolędowo. Mocno muzycznie i trochę narciarsko. Ale to też takie tylko otoczki, bo nastrój ludzi był czynnikiem podstawowym. W grupie kolędniczej, jak łatwo można zauważyć, byłem jednym z trzech króli. Aż dziw, że stara sukienka Magdy dziergana na drutach rozciągnęła się do moich rozmiarów, a nawet mogłem ją ubrać na kurtkę.
Data na zdjęciu nie adekwatna, to tylko błąd aparatu.

W Dolinie Chochołowskiej mimo deszczu i szarej mgły zagraliśmy głośny koncert dla przemiłej publiczności. I znowu pogoda nie miała tutaj nic do gadania jeśli chodzi o ludzkie radości. Na szczęście. Gdy spotkają się ludzie, którzy współbrzmią emocjonalnie, to cały świat im sprzyja. Tak też było w Schronisku na Polanie Chochołowskiej.
Wolontariusze z jednej z wadowickich szkół średnich kwestowali w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Alpiniści i ski-turyści odreagowywali wodę i deszcz zamiast śniegu w górach. My robiliśmy swoje, czyli z gitarami na szyjach i przed mikrofonami. Były piosenki, muzyka, brawa, tańce, licytacje. Wiele, wiele się działo.
Na tyle się działo, że za rok też chcemy tam pojechać. Bo warto.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz