... dążą do rozkładu. Działają przeciw nam. Niszczą wszystko co sobie wcześniej poukładaliśmy, choć myślimy, że tak już będzie zawsze poukładane. Być może jest to podobne do którejś z zasad termodynamiki, albo może jakiejś innej (nie pamiętam, bo termodynamika była w piątek na ostatnich dwóch lekcjach, więc my byliśmy z kolegami wtedy już w pociągu w kierunku na weekend w górach). Jakby nie było sprawy bardziej złożone bez kontroli z zewnątrz zawsze będą się rozprężać, niszczeć i rozkładać na mniejsze.
I nie dotyczy to jedynie namacalnych rzeczy, które jest w stanie objąć fizyka. Nasze sprawy również temu prawu się poddają, jak piłeczki wyrzucone na podłogę z wielkiego kosza. Gdy się to dzieje zwykle próbujemy je pozbierać machając, rękami tu i tam w popłochu. Rozdygotani i zmartwieni po jakimś czasie rezygnujemy. Siadamy, aby zebrać się do kupy lub nie.
Na szczęście jest jeszcze On, któremu możemy wszystkie (sic!) swoje sprawy oddać pod kontrolę. I na pewno jest to lepsza kontrola niż nasza. Warto zadbać o Jego sprawy w swoim życiu, choćby dlatego, że wtedy On zadba o moje sprawy. Przecież obiecał, a nigdy nie kłamie.
Nie da rady? Zapomni? Nie. Od milionów lat dba, aby każda z tysięcy planet biegała po swoim torze, aby żadna gwiazda nie zderzała się z inną gwiazdą. To dla Niego wysiłek? Nie! Po prostu On tak chce i tak jest.
Czy w związku z tym nie lepiej jest oddać swój mały kosmos Temu, kto wszystkie kosmosy trzyma od zawsze w wielkim porządku i spokoju. Lepiej... ale... to może później, bo teraz nie mam czasu, bo tyle spraw mi się rozchodzi, a tyle nowych jeszcze przychodzi. I kłopoty. I zima i to i tamto. Wszystkie te piłki rozbiegane we wszystkie strony. Muszę pozbierać. Sam.
No to zbieraj... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz